CSiM PMK w Zurychu - Głos w dyskusji

 

Z inicjatywy księdza  Włodzimierza Czerwińskiego kierującego Polską Misją Katolicką w niemieckojęzycznej Szwajcarii, zgromadzona wokół tej Misji Polonia podjęła wyzwanie chwili: postanowiła zbierać na własny dom, roboczo nazwany : Centrum Spotkań i Modlitwy Polskiej Misji Katolickiej w Zurychu. To trudne i kosztowne przedsięwzięcie potrzebuje jednak dla swej realizacji pełnej akceptacji całej Polonii szwajcarskiej.

Należę do tych, którzy nie wątpią w słuszność inicjatywy księdza Włodzimierza, dlatego pragnę przedstawić moje rozmyślania  i obserwacje, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że taki  polski Dom-Kościół, gdzie moglibyśmy się spotykać, modlić, we wspólnych medytacjach wiarę pogłębiać, dzieciom naszym przybliżać ich dawną Ojczyznę, a i wzajemnie sobie pomagać - jest nam rzeczywiście potrzebny. Argumentację swą uporządkowałam wg funkcji jakie ten Dom-Kościół mógłby spełniać wobec nas w przyszłości.

Spotkania

Dotychczasowe, niedzielne spotkania rodaków odbywające się po Mszy Św. w Zurychu  - w użyczonych nam przez Szwajcarów - salach parafialnych kościoła Najświętszej Marii Panny (Liebfrauenkirche) , cieszą się dużym powodzeniem. Stały się one naszym polskim salonem dyskusyjnym, miejscem zawierania nowych znajomości, spotykania przyjaciół, platformą służącą do wymiany informacji na wiele tamatów, również takich, które ułatwiają życie na helweckiej ziemi. A dla tych rodaków, którzy jak przelotne ptaki wędrując po świecie, zatrzymują się na krótki  czas w Szwajcarii i cierpią właśnie na ostry atak tęsknoty za domem,  spotkania te są wielkim odprężeniem. Mogą oni nareszcie mówić po polsku, śmiać się z polskich dowcipów, pić kawę i jeść szarlotkę domowej roboty.

Niepewna i krucha jest jednak ta platforma naszych spotkań, gdyż opiera się ona na uprzejmości i dobrej woli Szwajcarów. Przekonujemy się o tym wtedy, kiedy po Mszy św. wychodząc z kaplicy zastajemy sale parafialne niedostępne dla polskich spotkań, gdyż ich prawowici właściciele - parafianie kościoła szwajcarskiego - urządzają w nich własne imprezy. Lekko zawiedzeni jesteśmy wtedy wszyscy. Niektórzy z nas, nawet pod gołym niebem, czasem w deszczu i chłodzie tworzą małe grupy towarzyskie, by jeszcze przez chwilę być razem z sobą. Wszyscy jednak  są przekonani, że już w następną niedzielę będzie można znowu zasiąść przy długich stołach, od serca się pośmiać i porozmawiać.

A przecież może się zdarzyć, że kiedyś, nagle, nieodwołalnie i definitywnie stracimy te tak bardzo dla nas ważne pomieszczenia, gdyż  Szwajcarzy, mimo całej swej życzliwości do nas, będą chcieli je wykorzystać dla własnych potrzeb.

Uważam, że postępując przezornie powinniśmy się zabezpieczyć przed taką niespodzianką i z całych sił dążyć do posiadania własnego Domu. Dlatego  popieram inicjatywę księdza i trud rodaków, zbierających na nasz własny dach nad naszymi głowami.

Modlitwa

Msze św. odbywające się  systematycznie w każdą niedzielę tygodnia w kaplicy dolnej kościoła Najświętszej Marii Panny, stały się dla rodaków biorących w nich udział nieodzownym elementem ich życia duchowego. Liczba  wiernych uczęszczających na Msze  św. powiększa się gwałtownie. Przybywają nowi wierni, rosną dzieci niedawno tu chrzczone, wyrastają na młodzież te - które przed laty dziećmi do kaplicy przybyły. W- do niedawna - prawie pustej kaplicy zaczyna  być nam ciasno.

Wyłaniają  się też potrzeby częstszego, niż do tej pory, użytkowania kaplicy dla różnych posług duchowych. Niestety, w harmonogramie pracy kaplicy nie ma  już miejsca na dodatkowe posługi religijne dla  Polaków. A przecież, spontaniczne organizowanie w kaplicy  wspólnych modlitw, rozmów z teologami na tematy naszej wiary, wyjaśnianie słów Pisma św., wspólne śpiewanie pięknych pieśni religijnych, przyczyniłoby się w znacznym stopniu do pogłębienia naszej religijności.

Uważam więc, że w takiej sytuacji posiadanie własnej kaplicy jest rzeczą konieczną dla właściwego rozwoju duchowego nas wszystkich. Dlatego opowiadam się po stronie inicjatywy księdza i tych rodaków, którzy trudzą się i ponoszą ofiary na rzecz kupna przyszłego, własnego, kościoła polskiego.

Pedagogika dzieci

Funkcjonowanie istniejącej  od trzech lat niedzielnej  szkoły przy Polskiej Misji Katolickiej w Zurychu jest wielkim osiągnięciem nas wszystkich - odważnych założycieli, rodziców konsekwentnie przyprowadzających swe dzieci do szkoły, samych dzieci pozbawionych w tym dniu należnego im odpoczynku od zajęć szkolnych i pełnych poświęcenia nauczycieli. W przedsięwzięciu tym jesteśmy zdani  wyłącznie na dobrą wolę Szwajcarów,  od których otrzymujemy w niedzielę dwie lub trzy surowe sale wykładowe. I chociaż wdzięczność nasza wobec Szwajcarów za ich wspaniałomyślny czyn jest duża , to nie może ona przysłonić trudności z którymi się borykamy: brak odpowiednich urządzeń szkolnych, ciągła zmienność sal, poczucie tymczasowości.

Trudno jest dzieciom uczyć się i przyswajać wiadomości np. z historii Polski, w surowych salach pozbawionych portretów, plansz i pamiątek historycznych. Niełatwo też jest dzieciom uczyć się w niedzielę, przeznaczoną wszak na odpoczynek

Uważam, że posiadanie własnych sal lekcyjnych i dysponowanie nimi wg własnych potrzeb, ułatwiłoby naukę dzieciom, pracę nauczycielom i umożliwiłoby przybliżanie dzieciom ich dawnej Ojczyzny metodami atrakcyjniejszymi i wydajniejszymi. Dlatego uznaję zasadność inicjatywy księdza  i popieram wysiłki rodaków zmierzających do kupna własnego Domu.

Wymieniłam tu tylko nieliczne aspekty życia Polonii w niemieckojęzycznej Szwajcarii, na które posiadanie własnego Centrum miałoby niezaprzeczalnie duży wpływ. Uważam, że istnienie takiego Centrum mogłoby nam również pomóc w rozwiązywaniu jeszcze wielu innych trudnych, etycznych problemów, w obecnej sytuacji zupełnie nierozpatrywanych, np. systematyczne udzielanie pomocy ludziom starszym i wsparcie rodziców samotnie wychowujących dzieci. Służyłoby ono  integracji żyjącego przecież w rozproszeniu środowiska polskiego. Mam nadzieję, że moje rozważania będą zauważonym głosem w dyskusji na temat wizji naszego wspólnego, przyszłego Domu, który oby jak najszybciej został nabyty.

                                      /Janina Kasprzak/

 

Powrót